-Cholera!-krzyknął Jurij z kuchni-Cholera cholera jasna!
-Przecież słyszę ,nie powtarzaj tyle razy cholera bo dzieci zły przykład biorą.
-Jezusie!
-Możesz mówić mi Victoria-powiedziała kobieta i weszła do kuchni ,gdzie jej mąż skakał trzymając się za palec. -Ojej ,skaleczyło się dziecko-pocałowała go w policzek.-Biedaczek. Ale mówiłam Ci ,żebyś nie robił kolacji ale ty się uparłeś-wyjęła z szafki plastry i wybrała odpowiedni na jego ranę ,ale najpierw polała ją wodą utlenioną.
-Haha ,tata jest cholera!-zaśmiała się Lily.
-Lily! Nie mówi się cholera bo to brzydko! A poza tym to nie cholera tylko sierota -zwróciła się do córki-Bo przyjdzie dziadek i...-zaczaiła się na córkę-będzie źle!-zaczęła ją łaskotać ,a ta śmiała się wniebogłosy.
-Tak poza tym ,to wiosna się zaczyna i Gregor chce przylecieć. I Andreas.
-O ,świetnie. To powiedz mu żeby leciał do Miami. Spędzimy tam piękny miesiąc lub dwa-zaśmiała się.
-To nie jest śmieszne ,ja serio mówiłem o tym Miami!
-No to polecimy. Ale na miesiąc? Jakoś mnie to nie przekonuje... A dzieci?
-Zostaną z Twoim ojcem i Mariną. Przecież ona lubi Davida i Lily. To nie będzie chyba dla nich problem? I tak mają szkołę. Zostaniecie z dziadkiem?
-Tak!-krzyknęła mała.
-Spoko-odpowiedział syn zadufany nad książką od matematyki.
-Ale jakoś tak nie mogę ich zostawić...
-Spokojnie. Niech polecą z nami Camille i Matt. Będą wielkie ,długie wakacje. W Miami. Do treningów wraca w czerwcu ,ma cały kwiecień i maj. Możemy trochę spędzić na Wakacjach a trochę w Nowym Jorku. Albo wiem! Hawaje!Albo Malediwy!- dokończył ,a Victoria zakrztusiła się wodą ,którą właśnie piła.
-Malediwy?! Czy Cię pogięło kochanie?
-No co -usiadł naprzeciwko córki ,która bawiła się właśnie lalkami.-Wyraź wnet swą opinię.
-Ja tu zdania swego nie wyrażę ,tu młot jest potrzebny. Malediwy? Serio ? Na prawdę? Malediwy? Toć to daleko!
-Na wyspę Mudhdhoo ! Tam taka woda jest i ona świecie w nocy.
-Chcesz lecieć na miesiąc na Malediwy zostawiając dzieci kilka tysięcy kilometrów dalej ?
-No!
-Potwór z Ciebie.
-No wiem. Ale dzieci z chęcią zostaną! Prawda?
-Tak!-powiedzieli jednocześnie-Jedźcie-dokończył starszy.
-Wiesz ,jak na dziesięć lat jesteś bardzo obcykany ,ale nie znaczy to ,że my wyjedziemy a ty będziesz miał wolną rękę na wszystko. Dziadek jest. I ciocią Mariną!
-Wiem mamo!
-Więc jedziemy?! -dopytał Jurij.
-No...Dobra-dokończyła.-Ale trzeba zapytać o zdanie Gregora.
-Dobra ,zadzwonię do niego na Skype.-cieszył się jak małe dziecko-Malediwy Malediwy-zanucił-A za rok jedziemy na Karaiby.
-Oczywiście-przewróciła oczami i uklęknęła ,żeby pomóc córce pozbierać jej klocki.
Minęło kilka godzin ,a Jurij już wszystko miał zaplanowane. Nawet zarezerwował już wstępnie lot ,dom i transport na wyspę.
Nim Victoria się obejrzała ,wyjmowała walizki z szafy ,,walizkowej'' i zaczynała pakować i siebie i męża ,który i tak po powrocie z pracy wszystko wyjął ,bo szukał koszuli czy czegoś innego. Lub po prostu nie chciał czegoś wziąć.
Pakując się i jadąc na lotnisko ,mimo wszystko była podekscytowana. Pierwsze ,,prawdziwe'' Wakacje w jej życiu. Bez dzieci i ze znajomymi. Razem z Camille i Matt'em spotkali się na lotnisku JFK ,z którego o 22 mieli lot na Malediwy.
Wsiadając do samolotu i wznosząc się w górę ,nie wiedziała jak bardzo jej życie zmieni się przez te 2 i pół tygodnia ,bo na tyle lecą.
W samolocie siedziała z Camille w środkowym rzędzie ,a Matt i Jurij siedzieli za nimi. Gregor razem z Andreasem mieli dolecieć później ,bo przecież z Europy jest bliżej. Lądowanie mają kilka minut po sobie.
Nie mogła doczekać się widoku tych turkusowych fal ,białego piasku i małych domków ,,wiszących'' nad wodą.
____________
Ten rozdział jest mega nudny , I know. Zaczęłam od 1 bez prologu ,bo po co :P Następny za tydzień!