Spadając nie wpadłam na płytki przed drzwiami ,czy nie sturlałam się po niesamowicie twardych schodach naszego domu. Wpadłam do wody. Nie brakowało mi tlenu ,choć w płucach zaczęłam czuć pewien dyskomfort. Zaczęłam płynąć w stronę przeszywającego światła ,które raziło moje otwarte pod wodą oczy. Teraz coraz bardziej brakowało mi tlenu i nie wiedziałam czy zdołam wypłynąć na powierzchnię. Płynęłam szybko jak tylko mogłam ,ale zdawało mi się,że jestem w jednym i tym samym miejscu. Światło ani się nie przybliżało ,ani nie oddalało mimo siły ,jaką wkładałam w ruchy rękami i nogami.
Zaczęłam tonąć. Tonąć i krzyczeć. Pod wodą.
*Jurij*
Siedziałem właśnie przy jej łóżku i trzymałem bladą rękę. Jej serce biło coraz wolniej ,a lekarze ciągle powtarzali że to rychły koniec.Ale ja im nie wierzę, to nie koniec!
Minął rok i około 5 miesięcy od feralnego upadku na torze.
Patrzyłem przez okno. Widać było słońce nieśmiało wyglądające zza budynków.
Włosy Victorii już niemalże prawie odrosły do poprzedniej długości. Mimo śpiączki ,z dnia na dzień były coraz dłuższe. Ale jej twarz ani na chwilę nie zmieniła koloru. Ciągle blada ,sina. Zimna.
W pewnym momencie usłyszałem donośmy krzyk praktycznie prosto do mojego ucha. I w tym momencie ręka Victorii puściła moją ,a ja spadłem z krzesełka. Spojrzałem na poduszkę ,na której nikogo nie było. Victoria siedziała właśnie na łóżku i głośno oddychała.
-Victoria!-krzyknąłem-Victoria!-rzuciłem się na nią i przytuliłem.-Zawału bym przez Ciebie dostał!
-Jurij?-zapytała-Co się działo? Jaki dzisiaj jest dzień...
-14 lipca.
-Roku?
-2015.
-Jak to ?!-spytała ze wzrokiem wpatrzonym w ścianę.
-Byłaś w śpiączce ponad rok.-odpowiedziałem- Poczekaj ,zawołam lekarza. Nigdzie się nie ruszaj.
-Zabawne.
Pobiegłem po lekarza. Z początku myślał ,że mam coś z mózgiem. Że cała ta rozpacz poprzestawiała mi coś i jestem nienormalny. Ale poszedł ,zobaczył ,odwołał. W końcu od głupich to nie do mnie!
-Ale jak to możliwe ... że usiadłaś?
-Tonęłam-odpowiedziała-Przestraszyłam się ,zaczęłam krzyczeć i obudziłam się tu...
-Twój kręgosłup się sam zregenerował ,co jest naprawdę bardzo rzadkie. Możesz ruszać nogami?-zapytał i podszedł do dziewczyny łapiąc jej nogę-Czujesz coś?
-Nie-powiedziała z przerażeniem w oczach-Nie czuję nóg!-krzyknęła a z jej oczu popłynęły łzy.
-Tak jak myślałem... Spróbuj się położyć.
-Nie mogę.
-Nie rozumiem...to musiał być jakiś odruch ,nad którym nie miałaś panowania.-mówił ,a w jej oczach pojawiało się coraz więcej łez-Musisz przejść rehabilitacje... To czy będziesz chodzić zależy już od samej Ciebie...
Jakiś tydzień później Victoria została wypisana. Odwiozłem ją do mieszkania ,które wynająłem i usadowiłem w salonie z widokiem na morze. Była zła. Nie mogła chodzić ,ruszać się. Wszystko zależało od niej i to chyba ją najbardziej bolało. Bała się,że ulegnie ,że nie da rady. Jej złoty medal wisiał już w jej pokoju w USA ,do którego wraca za kilka dni.
-Victoria-przykląkłem przy niej-Daj mi sobie pomóc.Wierzę w Ciebie. Dasz radę.Jesteś silna! Właśnie dlatego Cię kocham ,rozumiesz?!-powiedziałem a po chwili pocałowałem ją. Nie odepchnęła mnie ani nic z tych spaw ,a delikatnie położyła ręce na mojej twarzy jednocześnie swoje palce wkładając z moje włosy.
Był to chyba najpiękniejszy moment w moim życiu.
Victoria dała zaciągnąć się na rehabilitacje do najlepszego rehabilitanta na świecie i razem przeprowadziliśmy się do Londynu. Chciała ,żeby przyleciał tu jej ojciec ,lecz on sam powiedział że najlepiej zajmę się nią ja.
Mimo zapowiedzi lekarza ,wzlotów i upadków ,po roku zaczęła stawiać ,,pierwsze'' kroki. Coraz częściej zamiast na wózku poruszała się o kulach. Najważniejsze było to ,że powróciło jej czucie. Dokładnie 24 grudnia 2016 roku się jej oświadczyłem. Oświadczyny przyjęła z wielką radością i to w tym momencie sama z siebie postawiła kroki. Bez kuli ,poręczy czy kogoś innego. W lato 2017 wzięliśmy ślub ,a Victoria już samodzielnie chodziła. To był cud!
9 miesięcy później urodził nam się syn ,a dziewczyna spierała się ,żeby nazwać go David. Kilka lat po Davidzie na świat przyszła piękna córeczka - Lilly. Byliśmy szczęśliwą rodziną mieszkającą w Nowym Jorku.
Tak po prostu.
Czy można wymarzyć sobie coś innego?
KONIEC
___________________________
Taaaaaaaaaki sielankowy koniec ,taki. Był równiutki tydzień? Czy krzywiutki? Bo mi się już te godziny pomyliły. Rozdział dodawany w tak nietypowych warunkach ,że nie zrozumie tego nikt. Nikt.
Od jutra (w cholerę na umilenie tych poniedziałków mimo ,że wakacje już dawno;-;) albo od dzisiaj(tak jasne) pojawi się nowy rozdział na nowym opowiadaniu O TUTAJ .
Dobranoc/do widzenia/ dzień dobry
niedziela, 22 czerwca 2014
niedziela, 15 czerwca 2014
8.Po prostu już nigdy nie poznam nikogo takiego jak ona...
-Niestety ,ale nie udało się uratować jej sprawności fizycznej. Victoria prawdopodobnie nigdy nie ustanie na własnych nogach i będzie osobą niepełnosprawną. Lecz we wszystko można przecież wierzyć... Operacja zakończyła się powodzeniem ,krwiak został usunięty ,serce bije w ustabilizowanym tempie. Ale nadal ma problemy z oddychaniem ,przez co musi być podłączona do aparatury. Możecie do niej wejść ,ale jest utrzymywana w stanie śpiączki farmakologicznej. I to jest to ,o czym chcę wam powiedzieć. To wszystko jest dobrze ,nawet bardzo. Ale śpiączka może trwać i trwać. Pacjentka może się z niej obudzić za rok ,dwa. Może się nigdy nie obudzić ,a może nawet jutro... Ale bądźmy dobrej myśli-powiedział i razem z Gregorem wyszliśmy z gabinetu.
Ustaliśmy na korytarzu i czekaliśmy na lekarza ,który ma zaprowadzić nas do Victorii.
Bałem się. Cholernie bałem się tego ,że nigdy już z nią nie porozmawiam ,nie zobaczę jej przepięknego uśmiechu i nie posłucham jej głosu. Nie doznam już jej poczucia humoru i po prostu już nigdy nie poznam nikogo takiego jak ona...
Po chwili weszliśmy do pomieszczenia ,w którym leżała tylko Victoria. W tle słychać było dźwięk aparatury ,rytm bicia jej serca.
Leżała na szpitalnym łóżku ,a ręce miała ułożone wzdłuż ciała.Na głowie miała biały bandaż ,który zasłaniał teraz jedynie gołą głowę z blizną po operacji. Była blada ,a jej usta ,przez które przechodziła rurka do oddychania -niemalże niebieskie. Powieki były równie sine jak i usta.
Ale dla mnie nadal była najpiękniejszą kobietą na świecie. Mimo feralnego stanu w jakim się właśnie znajdowała ,i tak była najpiękniejsza i po prostu nie mogłem oderwać od niej wzroku. Mimo ,że po chwili całkowicie jej nie widziałem ,bo łzy coraz bardziej napierały.
Ale nie -będę silny. Dla niej.
*5 miesięcy później*
Minęło 5 miesięcy. Za oknem zamiast zimowego wiatru i szarugi ,gościło piękne słońce i upalne temperatury.Teraz w Soczi byli już tylko turyści i mieszkańcy. Sezon dla mnie skończył się praktycznie wraz z przylotem do Victorii. Nie potrafiłem skakać ,nie potrafiłem nawet normalnie funkcjonować.
Był tu ojciec Victorii i jej przyjaciele. Chcieli nawet przeprowadzić się na jakiś czas ,żeby być bliżej dziewczyny. Ostatecznie z bólem serca stwierdzili ,że oni są tu niepotrzebni.
5 miesięcy temu ją poznałem. Była wesołą ,zabawną dziewczyną z Ameryki ,która swoim stylem zjazdu chce zaimponować światu. To się jej przecież udało. Ma to ,,Olimpijskie Złoto'' ,ale co jej z tego? Ryzykowała życie i nadal nie wiadomo ,czy to się dobrze skończy.
Codziennie przychodziłem do niej do szpitala. Czasami tylko musiałem pozałatwiać jakieś sprawy w ojczyźnie. Pieniędzy mam wystarczająco dużo. Wynajmuje tu mieszkanie ,ale i tak częściej bywam w szpitalu.
Po prostu siadam przy jej łóżku i opowiadam różne historie... Wyniki skoków ,anegdoty z życia skoczków. Gdy przyjechała Lindsey i zobaczyła ją w takim stanie w jakim była ,to siedziała przy jej łóżku i płakała. Włosy powoli zaczęły odrastać ,a Jamie sprezentowała jej jedną w swoim rodzaju chustkę zakrywającą głowę.
Mijały miesiące ,a moja więź z nią stawała się coraz silniejsza.
*Victoria*
Od rana chodziłam zniecierpliwiona po domu. Nie mogłam ustać w miejscu ,ręce trzęsły się przy najmniejszej czynności.
-Mamo ,wychodzę pograć w piłkę z chłopakami-krzyknął David.
-Dobrze ,ale wróć przed 20 ,bo musimy porozmawiać.
-Będę,spokojnie.
-No mam nadzieję -zaśmiałam się i schodami weszłam na drugie piętro. Zajrzałam do pokoju córki. Siedziała i bawiła się lalkami ,które dostawała od wujka Gregora. Bo ,jak to ona mówi ,,na świecie nie ma nikogo bardziej kochanego od wujaszka Gregorka''. Przekupił ją dziad. Lalkami.
-Co tam robisz?-zapytałam i wzięłam jedną lalkę w rękę.
-Bawię się w dom. Kiedy wróci tatuś?
-Za chwilę.Jest w pracy ,ale już wraca-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do córki.
Była małą, szczupłą blondynką o dużych ,błękitnych oczach. Jurij zawsze powtarzał, że ona jest taka piękna po nim. Gdy Gregor to usłyszał ,zaczął tarzać się po podłodze i krzyczeć,że ze śmiechu dostał kolki.
Jurij z udawanym naburmuszeniem siedział wtedy na kanapie obok mnie i w geście zdenerwowania złożył ręce na klatce piersiowej i powtarzał ,że on z takich rzezy to by się nie śmiał.
Bo to w końcu poważny biznesmen jest ,czyż nie?
-A kiedy pojedziemy do kraju taty?-zapytała-Bo chcę zobaczyć te góry o których tyle opowiedział-wstała i ze śmiechem rzuciła mi się na kolana.
-Niedługo pojedziemy ,obiecuję -odpowiedziałam i cmoknęłam ją w policzek po czym mocno przytuliłam.
Chwilę później usłyszałam otwieranie drzwi i dźwięk zdejmowanej kurtki.
-Kochanie ,wróciłem-powiedział.
-Już do Ciebie idę-odparłam i zdjęłam Lilly z kolan. Poprawiłam koszulę i zeszłam po schodach.
Dopiero chwilę później zdałam sobie sprawę ,że to nie on. To nie mój Jurij. Głos był jak najbardziej jego... Ale to nie był Jurij!
To Michael...
-Co ty tu robisz?
-Takie pytanie do swojego męża?-zapytał.
-Do jakiego męża?-krzyknęłam i wbiegłam po schodach na górę do pokoju córki.
Jedyna osoba ,jaka tam była ,to długowłosa blondynka o jasnych ,niebieskich oczach. Takich samych oczach ,jakie miał Michael.
-Mamo...-powiedziała dziewczynka-Dlaczego krzyczysz na tatę?
-Co tu się dzieje?!-zapytałam sama siebie.
Wybiegłam na korytarz ,a widokiem z mojego okna nie był już Nowojorskie wieżowce w centrum Manhattanu,a Ocean i Long Island.
Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Michaela ,a za nim stał chłopiec dokładnie tego samego wzrostu i ubioru co mój David. Ale to nie był mój David. Był odwzorowaniem Michaela.
Zupełnie jak w jakimś horrorze zaczęli iść w moją stronę.
-Musimy to zakończyć-powiedział Michael.
-Myślałam ,że już dasz mi spokój!-krzyknęłam zalana łzami.-Przecież masz żonę!
-Tak ,Ciebie.-powiedział i zaczął prowadzić mnie na balkon.-Musimy to zakończyć-powtórzył.
-Jurij!-krzyknęłam-Jurij! Pomóż mi!
-On Ci już nie pomoże-odpowiedział i złapał nie za dłonie.
Poczułam zimny wiatr na plecach i usłyszałam jeżdżące 22 piętra niżej samochody. Spojrzałam na Michaela ,a po chwili poczułam popchnięcie i po prostu zaczęłam spadać.
____________________
Nieeeee! Hiszpanio ,moja Hiszpanio! Tak po dupie dostać?
Ale wierzymy ,wierzymy.
Jak już pisałam ,jest to koniec tej historii. Jeszcze Epilog ,który obiecuję (aahha ,ja i moje obietnice) dodać za równiutki tydzień :> Nie równiutki ... Może krzywiutki :>
Szkoda mi rozstawać się z tą historią. Ale później ruszam z http://jedna-chwila-one-moment.blogspot.com/ :>
Wakacje ,ach wakacje. Nareszcie! 3 miesiące laby ,heeeeeeeej!
Ustaliśmy na korytarzu i czekaliśmy na lekarza ,który ma zaprowadzić nas do Victorii.
Bałem się. Cholernie bałem się tego ,że nigdy już z nią nie porozmawiam ,nie zobaczę jej przepięknego uśmiechu i nie posłucham jej głosu. Nie doznam już jej poczucia humoru i po prostu już nigdy nie poznam nikogo takiego jak ona...
Po chwili weszliśmy do pomieszczenia ,w którym leżała tylko Victoria. W tle słychać było dźwięk aparatury ,rytm bicia jej serca.
Leżała na szpitalnym łóżku ,a ręce miała ułożone wzdłuż ciała.Na głowie miała biały bandaż ,który zasłaniał teraz jedynie gołą głowę z blizną po operacji. Była blada ,a jej usta ,przez które przechodziła rurka do oddychania -niemalże niebieskie. Powieki były równie sine jak i usta.
Ale dla mnie nadal była najpiękniejszą kobietą na świecie. Mimo feralnego stanu w jakim się właśnie znajdowała ,i tak była najpiękniejsza i po prostu nie mogłem oderwać od niej wzroku. Mimo ,że po chwili całkowicie jej nie widziałem ,bo łzy coraz bardziej napierały.
Ale nie -będę silny. Dla niej.
*5 miesięcy później*
Minęło 5 miesięcy. Za oknem zamiast zimowego wiatru i szarugi ,gościło piękne słońce i upalne temperatury.Teraz w Soczi byli już tylko turyści i mieszkańcy. Sezon dla mnie skończył się praktycznie wraz z przylotem do Victorii. Nie potrafiłem skakać ,nie potrafiłem nawet normalnie funkcjonować.
Był tu ojciec Victorii i jej przyjaciele. Chcieli nawet przeprowadzić się na jakiś czas ,żeby być bliżej dziewczyny. Ostatecznie z bólem serca stwierdzili ,że oni są tu niepotrzebni.
5 miesięcy temu ją poznałem. Była wesołą ,zabawną dziewczyną z Ameryki ,która swoim stylem zjazdu chce zaimponować światu. To się jej przecież udało. Ma to ,,Olimpijskie Złoto'' ,ale co jej z tego? Ryzykowała życie i nadal nie wiadomo ,czy to się dobrze skończy.
Codziennie przychodziłem do niej do szpitala. Czasami tylko musiałem pozałatwiać jakieś sprawy w ojczyźnie. Pieniędzy mam wystarczająco dużo. Wynajmuje tu mieszkanie ,ale i tak częściej bywam w szpitalu.
Po prostu siadam przy jej łóżku i opowiadam różne historie... Wyniki skoków ,anegdoty z życia skoczków. Gdy przyjechała Lindsey i zobaczyła ją w takim stanie w jakim była ,to siedziała przy jej łóżku i płakała. Włosy powoli zaczęły odrastać ,a Jamie sprezentowała jej jedną w swoim rodzaju chustkę zakrywającą głowę.
Mijały miesiące ,a moja więź z nią stawała się coraz silniejsza.
*Victoria*
Od rana chodziłam zniecierpliwiona po domu. Nie mogłam ustać w miejscu ,ręce trzęsły się przy najmniejszej czynności.
-Mamo ,wychodzę pograć w piłkę z chłopakami-krzyknął David.
-Dobrze ,ale wróć przed 20 ,bo musimy porozmawiać.
-Będę,spokojnie.
-No mam nadzieję -zaśmiałam się i schodami weszłam na drugie piętro. Zajrzałam do pokoju córki. Siedziała i bawiła się lalkami ,które dostawała od wujka Gregora. Bo ,jak to ona mówi ,,na świecie nie ma nikogo bardziej kochanego od wujaszka Gregorka''. Przekupił ją dziad. Lalkami.
-Co tam robisz?-zapytałam i wzięłam jedną lalkę w rękę.
-Bawię się w dom. Kiedy wróci tatuś?
-Za chwilę.Jest w pracy ,ale już wraca-odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do córki.
Była małą, szczupłą blondynką o dużych ,błękitnych oczach. Jurij zawsze powtarzał, że ona jest taka piękna po nim. Gdy Gregor to usłyszał ,zaczął tarzać się po podłodze i krzyczeć,że ze śmiechu dostał kolki.
Jurij z udawanym naburmuszeniem siedział wtedy na kanapie obok mnie i w geście zdenerwowania złożył ręce na klatce piersiowej i powtarzał ,że on z takich rzezy to by się nie śmiał.
Bo to w końcu poważny biznesmen jest ,czyż nie?
-A kiedy pojedziemy do kraju taty?-zapytała-Bo chcę zobaczyć te góry o których tyle opowiedział-wstała i ze śmiechem rzuciła mi się na kolana.
-Niedługo pojedziemy ,obiecuję -odpowiedziałam i cmoknęłam ją w policzek po czym mocno przytuliłam.
Chwilę później usłyszałam otwieranie drzwi i dźwięk zdejmowanej kurtki.
-Kochanie ,wróciłem-powiedział.
-Już do Ciebie idę-odparłam i zdjęłam Lilly z kolan. Poprawiłam koszulę i zeszłam po schodach.
Dopiero chwilę później zdałam sobie sprawę ,że to nie on. To nie mój Jurij. Głos był jak najbardziej jego... Ale to nie był Jurij!
To Michael...
-Co ty tu robisz?
-Takie pytanie do swojego męża?-zapytał.
-Do jakiego męża?-krzyknęłam i wbiegłam po schodach na górę do pokoju córki.
Jedyna osoba ,jaka tam była ,to długowłosa blondynka o jasnych ,niebieskich oczach. Takich samych oczach ,jakie miał Michael.
-Mamo...-powiedziała dziewczynka-Dlaczego krzyczysz na tatę?
-Co tu się dzieje?!-zapytałam sama siebie.
Wybiegłam na korytarz ,a widokiem z mojego okna nie był już Nowojorskie wieżowce w centrum Manhattanu,a Ocean i Long Island.
Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Michaela ,a za nim stał chłopiec dokładnie tego samego wzrostu i ubioru co mój David. Ale to nie był mój David. Był odwzorowaniem Michaela.
Zupełnie jak w jakimś horrorze zaczęli iść w moją stronę.
-Musimy to zakończyć-powiedział Michael.
-Myślałam ,że już dasz mi spokój!-krzyknęłam zalana łzami.-Przecież masz żonę!
-Tak ,Ciebie.-powiedział i zaczął prowadzić mnie na balkon.-Musimy to zakończyć-powtórzył.
-Jurij!-krzyknęłam-Jurij! Pomóż mi!
-On Ci już nie pomoże-odpowiedział i złapał nie za dłonie.
Poczułam zimny wiatr na plecach i usłyszałam jeżdżące 22 piętra niżej samochody. Spojrzałam na Michaela ,a po chwili poczułam popchnięcie i po prostu zaczęłam spadać.
____________________
Nieeeee! Hiszpanio ,moja Hiszpanio! Tak po dupie dostać?
Ale wierzymy ,wierzymy.
Jak już pisałam ,jest to koniec tej historii. Jeszcze Epilog ,który obiecuję (aahha ,ja i moje obietnice) dodać za równiutki tydzień :> Nie równiutki ... Może krzywiutki :>
Szkoda mi rozstawać się z tą historią. Ale później ruszam z http://jedna-chwila-one-moment.blogspot.com/ :>
Wakacje ,ach wakacje. Nareszcie! 3 miesiące laby ,heeeeeeeej!
niedziela, 8 czerwca 2014
7.Kocham ją ,nie pozwolę jej odejść i nie ważne co mówią lekarze!
,,Dear lord when I get to heaven
Please let me bring my man
When he comes tell me that you let him in
Father tell me if you can''
~Lana Del Rey ..Young and beautiful''
*Jurij*
Komentator zawodów powiedział tylko ,,Oh,to chyba coś poważnego.Co nie zmienia faktów ,że to ona wygrała*''
Złapałem się za głowę i patrzyłem w ekran z niedowierzaniem. Podjechała karetka ,wnieśli ją na nosze i wsadzili do środka. Nie ruszała się.
W tej chwil uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham. Złapałem za telefon ,wezwałem taksówkę. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem na lotnisko.
*Gregor*
Nie miałem pojęcia co się dzieje. Wbiegłem na tor i błagałem niemalże na kolanach o pozwolenie na pojechanie razem z nimi. W końcu się zgodzili ,bo uświadomiłem im ,że jestem tu jedyną praktycznie osobą ,która ma ,,wolne'' ze względu na problemy z kolanem. Dziewczyny musiały zostać na torze i dokończyć zawody.
Po niecałej minucie byliśmy na miejscu. Od razu zabrali ją na salę operacyjną. Usiadłem w poczekalni i czekałem na jakąkolwiek informacje.
Minuty mijały coraz wolniej ,3 godziny później siedziałem niemalże śpiąc i przekręcając plastikowy kubek kawy.
-Wiadomo coś o dziewczynie ,którą przywieźli tutaj z toru?-zapytałem przechodzącego obok lekarza.
-Pan jest z rodziny?-zatrzymał się przy mnie.
-Nie..ale jej najbliższa rodzina jest w Ameryce ,ma tylko ojca ,który nie może tu przylecieć...Ona ma tylko mnie.
-No więc dobrze... proszę niech pan pójdzie za mną do gabinetu-powiedział i poszedł dalej brązowym korytarzem obłożonym panelami w różnych odcieniach brązu.Ułożył na biurko dokumenty i westchnął-Nie będę kłamać. Jest źle ,bardzo źle. Jej stan w momencie przywiezienie oceniono jako krytyczny. Ma prawdopodobnie wylew śródmózgowy oraz połamany kręgosłup. Nawet jeżeli ją uratujemy...to może stracić całkowicie pamięć i możliwość poruszania się o własnych siłach.
Poczułem łzy spływające po mojej twarzy. Znam ją krótko ,ale jest dla mnie jak siostra! I w każdej chwili mogę ją po prostu stracić.
-Ale jesteśmy dobrej myśli. Liczy się przecież życie... -dokończył.
*Kilka godzin później*
Siedziałem w tej cholernej poczekalni ,na tym cholernym korytarzu i czekałem na cud. Po prostu czekałem na ten cud! Bo nie widzę innego rozwiązania ,po prostu nie widzę!
Ona przeżyje. Jeszcze zdobędzie niejeden medal!
-Gregor!-usłyszałem za sobą znajomy głos.
-Co ty tu robisz ,Jurij?-zapytałem zdezorientowany. Powinien teraz szykować się do konkursu.
-Jak tylko usłyszałem o tym wszystkim natychmiast postanowiłem tu przyjechać. Na początku ochrona szpitala nie chciała mnie tutaj wpuścić ,ale udało mi się ich ubłagać. A co z Victorią?-zapytał.
Moja mina zrzedła.Zrobiłem się blady ,a fala zimna przepłynęła przez moje ciało. Nic nie odpowiedziałem ,tylko patrzyłem się na Tepes'a
-Gregor,co jest?-kontynuował zniecierpliwiony.-Gregor odpowiedz mi do cholery!-potrząsnął moimi ramionami.
-Po prostu...-zacząłem-Nie będę Cię okłamywać. Ona może umrzeć.
-Nie .. to jest niemoż...
-Jurij-przerwałem mu-Ona ma wylew i połamany kręgosłup. Jej stan jest krytyczny ,jak ją uratują to jest nikła szansa na to ,że kiedykolwiek postawi samodzielne kroki.To nie są żarty ,to nie sen. Teraz trzeba czekać tylko na cud..
-Już wolę,żeby była kaleką niż nie było jej w ogóle!-niemalże krzyczał-Kocham ją ,nie pozwolę jej odejść i nie ważne co mówią lekarze!
-Jurij ,uspokój się-powiedziałem ,a z moich oczu wypłynęły łzy-Wiem ,że najważniejsze jest to ,żeby przeżyła.I przeżyje ,zobaczysz. On musi przeżyć-opadłem na krzesełko i schowałem twarz w dłonie.
Kolejne godziny mijały ,naliczyłem ich chyba z 11. Żaden lekarz nie wyszedł z sali operacyjnej i nikt nam nic nie powiedział.
Czułem się jak nicość. Nicość w jakiejś pieprzonej otchłani kosmicznej ,która nic nie wie i niczego nie jest pewna.
*Camille*
Siedziałam przed telewizorem w domu Victorii. Zrobiłam zakupy dla pana Hower. Gdy weszłam do mieszkania ,siedział w fotelu i grał na PS3 ,które Victoria kupiła za zwycięstwo w Pucharze Ameryki. Przywitałam się z moim ulubionym kociakiem ,którego Victoria miała od 14 roku życia. Dziwnie się zachowywał ,nie tak jak zawsze. Leżał i nie cieszył się na niczyj widok ,a gdy podeszłam żeby go pogłaskać ,to jak nigdy zamiast gryźć wstał i spojrzał na mnie swoimi kocimi ,mokrymi oczami. Ostatni raz go pogłaskałam i odeszłam do kuchni ,w celu rozpakowania wszystkich produktów spożywczych.
-Ja na chwilę wyskoczę do znajomego z 20 piętra. Muszę coś załatwić-ojciec Tori wstał z miejsca ,wyłączył PS3 ,a na ekranie zamiast gry pojawił się program z wiadomościami.
Rozpakowywałam dalej ,jednocześnie wsłuchując się w to ,co mówi nasz poranny dziennikarz.
Usłyszałam nazwisko ,,Hower'' i od razu rzuciłam się na fotel przed telewizorem. Ale zamiast tylko dobrych wiadomości o złocie jakie zdobyła ,widoczne były ujęcia upadającej zawodniczki. Z początku miałam nadzieję ,że to nie ona. Lecz tak strasznie się myliłam. To Victoria.
Miała wypadek.
Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Matt'a.
-Słyszałeś?-zapytałam ze łzami w oczach-Matt?
-Ale o czym?-powiedział zaspanym głosem.
-Victoria miała wypadek. Leży w szpitalu!
*Jurij*
Nareszcie lekarze zaczęli wychodzić z sali operacyjnej. Poderwaliśmy się z siedzenia i zaczęliśmy wypytywać o Victorię. Jeden lekarz się przy nas zatrzymał.
-Gregor ,pamiętasz co mówiłem?-zapytał-To twój przyjaciel?-Gregor pokiwał głową na znak potwierdzenia-Wejdźcie do mojego gabinetu-powiedział i skierował się do białych drzwi z numerkiem 12 i napisem ,,Ordynator''.Udał się do swojej łazienki i zdjął operacyjny fartuch ,który był jeszcze trochę poplamiony krwią. Jej krwią.-Niestety ,ale nie mam dla was dobrych wiadomości. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy...
______________________________
TAKIE ZAKOŃCZENIE ,TAKIE!
Laptop znowu mi się rozwalił (odprawa czy nie odprawa)
Jestem zła na pół świata :> Ale niedługo wakacje! I mundial! I ,,woooolny sierpień''! Kto nie kocha wolnego sierpnia?
Wszyscy!
Na szczęście mnie ,,Wolny Sierpień'' omija szerokim łukiem. I niech tak zostanie.
I MUNDIAL! Heeeej! Mundial!
Strefy kibica dookoła ,Anglicy się cieszą. A Polacy?Oczywiście pozostaje kwestia awansu na Mundial 2018 i Euro 2016 i jego braku. Nie.
To w zasadzie przedostatni rozdział. Jeszcze jeden + epilog! I dobranoc! Ale ruszę z opowiadaniem o.. no właśnie. Nie mam pojęcia. Ale ruszę! Nowe opowiadanie startuje od razu po zakończeniu tego!
Please let me bring my man
When he comes tell me that you let him in
Father tell me if you can''
~Lana Del Rey ..Young and beautiful''
*Jurij*
Komentator zawodów powiedział tylko ,,Oh,to chyba coś poważnego.Co nie zmienia faktów ,że to ona wygrała*''
Złapałem się za głowę i patrzyłem w ekran z niedowierzaniem. Podjechała karetka ,wnieśli ją na nosze i wsadzili do środka. Nie ruszała się.
W tej chwil uświadomiłem sobie jak bardzo ją kocham. Złapałem za telefon ,wezwałem taksówkę. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłem na lotnisko.
*Gregor*
Nie miałem pojęcia co się dzieje. Wbiegłem na tor i błagałem niemalże na kolanach o pozwolenie na pojechanie razem z nimi. W końcu się zgodzili ,bo uświadomiłem im ,że jestem tu jedyną praktycznie osobą ,która ma ,,wolne'' ze względu na problemy z kolanem. Dziewczyny musiały zostać na torze i dokończyć zawody.
Po niecałej minucie byliśmy na miejscu. Od razu zabrali ją na salę operacyjną. Usiadłem w poczekalni i czekałem na jakąkolwiek informacje.
Minuty mijały coraz wolniej ,3 godziny później siedziałem niemalże śpiąc i przekręcając plastikowy kubek kawy.
-Wiadomo coś o dziewczynie ,którą przywieźli tutaj z toru?-zapytałem przechodzącego obok lekarza.
-Pan jest z rodziny?-zatrzymał się przy mnie.
-Nie..ale jej najbliższa rodzina jest w Ameryce ,ma tylko ojca ,który nie może tu przylecieć...Ona ma tylko mnie.
-No więc dobrze... proszę niech pan pójdzie za mną do gabinetu-powiedział i poszedł dalej brązowym korytarzem obłożonym panelami w różnych odcieniach brązu.Ułożył na biurko dokumenty i westchnął-Nie będę kłamać. Jest źle ,bardzo źle. Jej stan w momencie przywiezienie oceniono jako krytyczny. Ma prawdopodobnie wylew śródmózgowy oraz połamany kręgosłup. Nawet jeżeli ją uratujemy...to może stracić całkowicie pamięć i możliwość poruszania się o własnych siłach.
Poczułem łzy spływające po mojej twarzy. Znam ją krótko ,ale jest dla mnie jak siostra! I w każdej chwili mogę ją po prostu stracić.
-Ale jesteśmy dobrej myśli. Liczy się przecież życie... -dokończył.
*Kilka godzin później*
Siedziałem w tej cholernej poczekalni ,na tym cholernym korytarzu i czekałem na cud. Po prostu czekałem na ten cud! Bo nie widzę innego rozwiązania ,po prostu nie widzę!
Ona przeżyje. Jeszcze zdobędzie niejeden medal!
-Gregor!-usłyszałem za sobą znajomy głos.
-Co ty tu robisz ,Jurij?-zapytałem zdezorientowany. Powinien teraz szykować się do konkursu.
-Jak tylko usłyszałem o tym wszystkim natychmiast postanowiłem tu przyjechać. Na początku ochrona szpitala nie chciała mnie tutaj wpuścić ,ale udało mi się ich ubłagać. A co z Victorią?-zapytał.
Moja mina zrzedła.Zrobiłem się blady ,a fala zimna przepłynęła przez moje ciało. Nic nie odpowiedziałem ,tylko patrzyłem się na Tepes'a
-Gregor,co jest?-kontynuował zniecierpliwiony.-Gregor odpowiedz mi do cholery!-potrząsnął moimi ramionami.
-Po prostu...-zacząłem-Nie będę Cię okłamywać. Ona może umrzeć.
-Nie .. to jest niemoż...
-Jurij-przerwałem mu-Ona ma wylew i połamany kręgosłup. Jej stan jest krytyczny ,jak ją uratują to jest nikła szansa na to ,że kiedykolwiek postawi samodzielne kroki.To nie są żarty ,to nie sen. Teraz trzeba czekać tylko na cud..
-Już wolę,żeby była kaleką niż nie było jej w ogóle!-niemalże krzyczał-Kocham ją ,nie pozwolę jej odejść i nie ważne co mówią lekarze!
-Jurij ,uspokój się-powiedziałem ,a z moich oczu wypłynęły łzy-Wiem ,że najważniejsze jest to ,żeby przeżyła.I przeżyje ,zobaczysz. On musi przeżyć-opadłem na krzesełko i schowałem twarz w dłonie.
Kolejne godziny mijały ,naliczyłem ich chyba z 11. Żaden lekarz nie wyszedł z sali operacyjnej i nikt nam nic nie powiedział.
Czułem się jak nicość. Nicość w jakiejś pieprzonej otchłani kosmicznej ,która nic nie wie i niczego nie jest pewna.
*Camille*
Siedziałam przed telewizorem w domu Victorii. Zrobiłam zakupy dla pana Hower. Gdy weszłam do mieszkania ,siedział w fotelu i grał na PS3 ,które Victoria kupiła za zwycięstwo w Pucharze Ameryki. Przywitałam się z moim ulubionym kociakiem ,którego Victoria miała od 14 roku życia. Dziwnie się zachowywał ,nie tak jak zawsze. Leżał i nie cieszył się na niczyj widok ,a gdy podeszłam żeby go pogłaskać ,to jak nigdy zamiast gryźć wstał i spojrzał na mnie swoimi kocimi ,mokrymi oczami. Ostatni raz go pogłaskałam i odeszłam do kuchni ,w celu rozpakowania wszystkich produktów spożywczych.
-Ja na chwilę wyskoczę do znajomego z 20 piętra. Muszę coś załatwić-ojciec Tori wstał z miejsca ,wyłączył PS3 ,a na ekranie zamiast gry pojawił się program z wiadomościami.
Rozpakowywałam dalej ,jednocześnie wsłuchując się w to ,co mówi nasz poranny dziennikarz.
Usłyszałam nazwisko ,,Hower'' i od razu rzuciłam się na fotel przed telewizorem. Ale zamiast tylko dobrych wiadomości o złocie jakie zdobyła ,widoczne były ujęcia upadającej zawodniczki. Z początku miałam nadzieję ,że to nie ona. Lecz tak strasznie się myliłam. To Victoria.
Miała wypadek.
Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do Matt'a.
-Słyszałeś?-zapytałam ze łzami w oczach-Matt?
-Ale o czym?-powiedział zaspanym głosem.
-Victoria miała wypadek. Leży w szpitalu!
*Jurij*
Nareszcie lekarze zaczęli wychodzić z sali operacyjnej. Poderwaliśmy się z siedzenia i zaczęliśmy wypytywać o Victorię. Jeden lekarz się przy nas zatrzymał.
-Gregor ,pamiętasz co mówiłem?-zapytał-To twój przyjaciel?-Gregor pokiwał głową na znak potwierdzenia-Wejdźcie do mojego gabinetu-powiedział i skierował się do białych drzwi z numerkiem 12 i napisem ,,Ordynator''.Udał się do swojej łazienki i zdjął operacyjny fartuch ,który był jeszcze trochę poplamiony krwią. Jej krwią.-Niestety ,ale nie mam dla was dobrych wiadomości. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy...
______________________________
TAKIE ZAKOŃCZENIE ,TAKIE!
Laptop znowu mi się rozwalił (odprawa czy nie odprawa)
Jestem zła na pół świata :> Ale niedługo wakacje! I mundial! I ,,woooolny sierpień''! Kto nie kocha wolnego sierpnia?
Wszyscy!
Na szczęście mnie ,,Wolny Sierpień'' omija szerokim łukiem. I niech tak zostanie.
I MUNDIAL! Heeeej! Mundial!
Strefy kibica dookoła ,Anglicy się cieszą. A Polacy?
To w zasadzie przedostatni rozdział. Jeszcze jeden + epilog! I dobranoc! Ale ruszę z opowiadaniem o.. no właśnie. Nie mam pojęcia. Ale ruszę! Nowe opowiadanie startuje od razu po zakończeniu tego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)