sobota, 25 października 2014

05.Zróbcie coś z nim bo ja go zabiję!

   Do domu ,,zwalił'' im się Gregor i Andreas. Z czego Victoria oczywiście niezmiernie się cieszyła- w końcu ktoś będzie w domu ,porozmawia z nią o świętach które już niedługo będą. Gregor własnie zakończył karierę ,taki stary dziad a przetrzymywał. A Andreas ma problemy z kolanem i też niedługo zrobi ,,papa'' skokom ,jeżeli nie podda się rehabilitacji i nie będzie nadwyrężał kolana do końca tego sezonu. Nie ma na nim żadnego usztywnienia ,tylko po prostu musi od czasu do czasu chodzić o kulach i smarować się jakimiś tam ich maściami. Gdyby tylko ona mogła posmarować się maścią i stopować do końca sezonu...
-Więc ,Victorio-zaczął Gregor poważnym głosem-Czy masz dla nas jakieś newsy ze świata Nowojorskiego?
-Nie mój drogi Gregorku. Może ty masz dla mnie jakieś z Europy? Jak tam Ci się układa z Camille?
-A bardzo dobrze ,w Europie również.A wiadomo coś o Twoim leczeniu?
-Wiadomo tylko tyle ,że mogę przejść chemioterapię w domu jeśli lekarz stwierdzi tu odpowiednie warunki. Ale ja nie chcę tej chemioterapii.I tak umrę przecież...
-Victoria!-krzyknął Andreas-Zamknij się!
-Spokojnie rumaku.-odpowiedziała.-Przepraszam.
-Wiesz,że udając nic nie osiągniesz?-kontynuował-Bo mówisz to tak ,jakby to Cię nie obchodziło. Nie obchodziło Cię to ,że umrzesz ,nie interesuje Cię to ,że inni martwią się o Ciebie bardziej niż ty sama!
-Andreas...
-Nie Victoria ,posłuchaj mnie. Twoje dzieci, znajomi,rodzina codziennie może płaczą ,a ja nie mówie że Ciebie to nie obchodzi ,bo wiem że obchodzi. Ale nie udawaj silnej-w jego oczach pojawił się łzy-Rozpłacz się tak jak ja teraz. I nie bądź taka! Nie zamykaj się w sobie. Wiem ,że moja miłość do Ciebie nie jest odwzajemniona w takim samym stopniu ,że kochasz Jurija ,ale do cholery jasnej przytul mnie teraz no!-powiedział a łzy coraz bardziej spływały z jego policzka. Gregorowi również się to udzieliło. I Victorii ,która po chwili przedarła się przez swoje kable i przytuliła zapłakanego Andreasa.
-Nie rób mi tego-szepnęła.
-Czego?
-Sprawiasz ,że jeszcze bardziej żałuję że mam to choróbsko. Kocham Cię Andreas. Jestem jeszcze głupia ,nie wiem czego chce.Mam dzieci i kocham Jurija ,ale ty nadal coś we mnie pobudzasz. I nie wiem dlaczego Ci to do cholery mówię -mówiła nie odrywając się od jego ramienia. Pachniał tak jak zawsze ,tymi genialnymi perfumami które zawsze mówiły ,że to właśnie on zakrywa Ci teraz oczy i mówi ,,Zgadnij kto'' tym śmiesznym głosem.
-A mnie kochasz?-zapytał Gregor.
-Kocham Cię głupi-przytuliła go siadając między nimi.-Kocham was wszystkich. I obiecuję iść na chemię.
*Kilka dni później*
  Czuła coraz większe odtrącenie od strony Jurija ,i gdyby nie Gregor, Andreas ,dzieci ,Camille i Matt siedziałaby cały czas sama. Jak dobrze mieć te dzieci i tych przyjaciół!
Gdy nadeszła noc a Lili już spała ,Victoria udała się do pokoju Davida ,który leżał odkręcony plecami do drzwi wejściowych ,twarzą do ściany.
-David ,śpisz?-zapytała ,lecz nie usłyszała odpowiedzi. Myślała że śpi ,więc już chciała wychodzić z jego pokoju.
-Nie-wydukał i się odwrócił. Jego oczy były zaczerwienione ,a ona od razu usiadła na skrawku jego łóżka. On usiadł i spojrzał na nią-Mamo?-zapytał.
-Co się stało?-przytuliła go do siebie i przetarła jego oczy.
-Ja nie chcę żebyś umierała!-powiedział i zaczął szlochać-Mamo.
-David-mocniej go przytuliła i również poczuła spływające łzy-Nie mów takich rzeczy ,proszę.
-Ale ja czytałem na internecie o tym. I tam piszą ,że ty umrzesz!-zanosił się coraz bardziej.
-Nie czytaj takich głupot na internecie. Idę do szpitala na leczenie ,będziecie mnie codziennie odwiedzać i będzie dobrze ,obiecuję -wymusiła uśmiech-Będzie dobrze-powtórzyła ,a jej syn trochę się uspokoił.
Chwilę później już spał w jej ramionach. Delikatnie ułożyła go na łóżku i wyszła z pokoju. Gregor i Andreas nadal siedzieli w salonie i oglądali jakiś film w TV.
Martwiła się. O Jurija ,który nadal nie wrócił do domu. Spojrzała na zegarek ,na którym widniała godzina 23. W domu powinien być o ok. 20:30. Korki? Aż takie? Po godzinach szczytu?
-Jestem-usłyszała od progu i spojrzała na Jurij ,który ledwo trzymał się na nogach-Co?
-Ty jesteś ,ale pijany!-powiedziała i spojrzała na niego. On machnął ręką i tym samym wytrącił z jej nosa rurkę ,która doprowadzała tlen. Ona spojrzała na niego ponownie i podniosła z podłogi tą rurkę i z powrotem wsadziła ją do nosa.Już czuła brak powietrza ,ale go na szczęście unormowała.
-Ups-powiedział-Ale ze mnie i Ciebie niezdara. I chorowita jesteś-przekręcił się do niej tyłem i zaczął iść w kierunku sypialni ,lecz ona go zatrzymała.-
-Nie śpisz tam ,ja nie mam zamiaru z Tobą spać. Jak ty tak w ogóle możesz?Jak ty do domu wróciłeś?!
-Normalnie ,metrem.-odpowiedział ,a ona poczuła zapach alkoholu z jego ust ,który sprawił że było jej niedobrze.
-Zróbcie coś z nim bo ja go zabiję!-odwróciła się do chłopaków-Proszę.-wstali z kanapy i podeszli do Jurija i zaczęli pytać go o różne rzeczy i ciągnąć na kanapę ,na której musiał spać.
-Ja tu zostanę i przypilnuję dzieci ,a ty z Andreasem jedź do Camille. Ona nie śpi ,bo dopiero co wraca z pracy. Przyjedziesz przed wyjazdem ich do szkoły.
-Ale po co?-zapytała prawie znowu płacząc.
-Bo on jest pijany ,wali wódą na kilometr. Musisz jechać do Camille ,nie możesz z nim siedzieć w jednym domu. Tylko się denerwujesz ,a ja tu nad wszystkim zapanuję. Jutro nie będzie po niczym śladu ,a jeśli któreś z dzieci się obudzi obiecuję że jeśli będą chciały zawiozę je do Ciebie. -powiedział ,a Andreas zaciągnął ją do samochodu. Stawiała mu opór ,ale w końcu uległa. Źle się czuła ,kręciło jej się w głowie od tego wszystkiego.
  Wsiadła z Andreasem do taksówki i razem udali się na Brooklyn do wcześniej ostrzeżonej o zaistniałej sytuacji Camille.
Victoria nie wiedziała po co to wszystko ,dlaczego nie mogła tam zostać. Ale nie miała siły na sprzeciw i miała już dość humorów i nieobecności Jurija. Coraz bardziej się o to wszystko winiła. Zachorowała ,to może nie była jej wina ale to co robi Jurij nie miało wytłumaczenia. Unika jej ,on po prostu jej unika.
-Dobrze się czujesz?-zapytał Andreas-Może pojedziemy do szpitala?
-Nie Welli ,wszystko jest dobrze -odpowiedziała-No może nie do końca.Ale dziękuję ,że przynajmniej wy przy mnie jesteście. Bo na niego już nie mogę liczyć.
-To tylko raz ,jest rozbity. Jak my wszyscy.
-Ale to nie zmienia faktu że nie musiał się uchlać w kurde trzy dupy! Andreas ,on mnie unika ,rozumiesz? Wraca późno z pracy ,zawozi dzieci a potem ma z 4 godziny przerwy ale i tak siedzi poza domem! On mnie w ogóle jeszcze kocha?
-Victoria...-powiedział wychodząc z taksówki i zamykając za sobą drzwi. Zapłacił taksówkarzowi i poszedł za dziewczyną-Victoria!-krzyknął i złapał ją za rękę.
-Andreas-odwróciła się i spojrzała mu w oczy-Ja mam dość. Nie pójdę na chemie.
-Victoria!
-Nie ,nie pójdę. Jurij mnie w tym uświadomił ,rozumiesz?On mnie nie kocha ,on chce uciec od odpowiedzialności. Niech sobie znajdzie inną ,zdrową ,nie umierającą.
-Victoria do cholery jasnej ,skończ. Masz dzieci ,przyjaciół .Jurij to ostatni dupek ,że cię teraz tak traktuje ,wiem. Ale do cholery! Zrób to dla nas.-złagodniał i cały czas patrzył jej w oczy ,a po chwili pochylił się żeby złożyć pocałunek na jej sinych ustach.

_____________________

To chyba ostatni ,ej. Albo przedostatni przed epilogiem.
Epilog będzie no przecie ,no rejczel.
Pozdrawiam hej bardzo i oo ,zabawa! I zapraszam na http://i-wanna--be-yours.blogspot.com/

poniedziałek, 13 października 2014

04.Bóg wie co oni robią tam w Europie.

-Przebudziła się ,możecie wejść-rozległo się w poczekalni. Wellinger ,Gregor ,Jurij ,Camille i Matthew. Wszyscy poderwali się do góry i zaczęli ustalać ,kto idzie pierwszy. Padło na Jurij'a i Camille ,ale Jurij został wezwany na pogawędkę z lekarzem. Podobno mają jej wyniki badań i muszą o tym porozmawiać. Do Victorii poszedł więc Gregor i Camille.
   Jurij podążał długim korytarzem za lekarzem. W głowie odtwarzał najgorsze możliwe scenariusze.
Może znowu coś z jej głową? Może nie będzie mogła chodzić bez tego całego dziadostwa podtrzymującego przy życiu? A może coś o wiele gorszego?
-Panie Jurij-zaczął lekarz wyciągając z teczki papiery-To jest prześwietlenie jej płuc. I mózgu.
-Ale ja się na tym nie znam-wziął do ręki prześwietlenie-Co to oznacza?
-Czy pana żona w ostatnim czasie chodziła ,no nie wiem... Rozdrażniona? Zmieniała często humor? Skarżyła się na bóle głowy ,brała jakieś leki?
-Nie... To znaczy ,nie zmieniała humoru tak strasznie. Ale zdarzało się ,że w pewnym momencie kłóciła się bez powodu a potem przychodziła i przytulała mnie jakby nigdy nic.Często się przewracała ,ale zawsze się z tego śmiała.Brała tabletki ,ale ona je bierze od tego wypadku w Soczi. Ale o co chodzi? Jest chora? O co chodzi!
-Z prześwietleń wynika ,że jest to nowotwór. nowotwór mózgu z przerzutami do płuc i innych narządów. Nie wiem ,dlaczego objawy pojawiły się dopiero teraz ,bo guzów jest już całkiem sporo. Musiały się rozwijać od dłuższego czasu.-powiedział ,a życie Jurij'a zatoczyło błędne koło.Znowu był w szpitalu ,ale tym razem na jago ŻONIE stawiają kreskę. Podobno to już martwy punkt ,z którego nigdy nie wyjdzie. Już raz miała z niego nie wyjść ,ale teraz to brzmi o wiele gorzej.
Łzy. Tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
-To nowotwór złośliwy-dokończył-Musicie wyrazić zgodę na Chemię. Ale to zależy tylko od pani Victorii.
*Kilka godzin później*
   Siedział sam przy jej łóżku. Camille musiała iść do pracy ,Matthew na trening a Gregor i Wellinger usypiali na stojąco więc odesłali ich do domu.
Victoria jeszcze nic nie wie ,nie jest świadoma swojego stanu. Wodę z płuc udało się prawie całkowicie odciągnąć ,ale lekarz upewnił go w fakcie ,że nie będzie w stanie oddychać bez pomocy pompy ,którą musi zakupić tak czy siak. Nawet jeśli zgodzi się na Chemioterapie ,nie trwa ona wiecznie. Będzie wracała do domu.
-Ktoś mi wreszcie powie kiedy mogę wyjść z tego szpitala?-zapytała w pewnym momencie ,a do sali niespodziewanie wszedł lekarz.
-Dzień Dobry-powitał się.-Mamy pełne wyniki badań i już jesteśmy wszystkiego pewni.-kontynuował ,a Jurij poczuł jakby coś blokowało jego oddech.
-Więc co jest? Mogę już wychodzić? Już się lepiej czuje.
-To czy pani wyjdzie ,zależy teraz tylko od pani. Diagnoza jest taka: Złośliwy nowotwór mózgu typowany jako rdzeniak z przerzutami do płuc i szpiku kostnego. Sam nowotwór rozwinął się niedawno ,ale już są przerzuty, więc choroba szybko postępuje. Płuca nie są już w stanie same pracować i trzeba zakupić własną pompę. I tu teraz wszystko zależy od pani i tylko od pani. Czy mamy podjąć leczenie przez chemioterapię?
-A rokowania?
-Bez leczenia dajemy rok ,może mniej. Z leczeniem jakieś 20 miesięcy. Ale to wszystko zależy od samego umysłu ,woli pacjenta.
-Nie chce chemii-powiedziała ,a Jurij spojrzał na nią przestraszonym wzrokiem-Jurij ,wiem co to oznacza-uśmiechnęła się-Nie chce ostatnich miesięcy swojego życia spędzić w szpitalu ,no naprawdę.
-Ale Victoria...
-Nie Jurij-w jej oczach pojawił się łzy-Nie chcę,żeby moje dzieci widziały mnie tylko w szpitalu. To jak będzie z tymi płucami?-zwróciła się do lekarza.
-Od pompy odchodzą rurki ,które doprowadzają tlen nosem. Ale musisz mieć też pompę domową ,która będzie nieprzenośna i zapewni bezpieczne oddychanie w nocy bez ryzyka odczepienia się czy czegokolwiek...
*Tydzień później*
  Po tygodniu nareszcie została wypisana ze szpitala i spokojnie mogła udać się do domu ,do swoich dzieci. W jej domu już jest BiPAP ,a ze szpitala od razu wyszła z koncentratorem tlenu ,który śmiesznie z początku łaskotał ją w nos ,co na każdym kroku powtarzała mężowi ,żeby tylko go rozśmieszyć.
-Co mama ma w nosie?-usłyszała od wejścia głos swojej córki ,która po chwili wylądowała w jej ramionach.
-Nic specjalnego. Takie urządzenie do łaskotania.-odpowiedziała ,a obok córki pojawił się syn ,który patrzył na nią z przerażeniem ,ale po chwili powiedział:
-Dostałem A.
-Ooo ,to świetnie -powiedziała wchodząc do domu-Teraz same A ,bez względu na to czy jestem czy mnie nie ma ,pamiętaj!
  Codzienne dni były rutyną. Wstawała ,zmieniała BiPAP'a na koncentrator ,robiła kanapki i Jurij zawoził dzieci do szkoły ,po czym sam wracał na chwilę i jechał do pracy ,żeby tylko nie trafić na korki. A ona siedziała w domu. Ciągle. Tylko po południu odwiedzała ją Camille i od czasu do czasu Matt. Gregor i Andreas mieli lot dwa dni po jej powrocie do domu. Gregor zapewniał ,ze już bukuje bilety i będzie siedział jej na głowie. Po tych całych wakacjach ,okazało się że on i Camille są razem.
Ale słowa nie dotrzymał. Przyszła jesień a Gregor nadal nie pojawił się w jej drzwiach. Rozmawiali całą rodziną z nim przez Skype ,ale miał tyle spraw że po prostu nie mógł. Za to Camille poleciała do niego i obiecała ,że sama go sprowadzi.
Bóg wie co oni tam robią w tej Europie.
  Victoria stała przy oknie i spoglądała w dół. Przyglądała się ludziom ,którzy szli zazwyczaj do kolorowego od jesiennych liści Central Parku i na jedno ,samotne drzewo na chodniku ,które było idealnie widać z tej perspektywy.
-Jestem.-usłyszała od progu a po chwili poczuła na ramieniu jego zimne ręce.-Coś się stało?
-Widziałeś do drzewo przed naszym blokiem?
-Widziałem. Nie można go nie zauważyć. Ale o co chodzi?
-Stojąc tak idealnie komponuje się z Central Parkiem i zawsze ma takie piękne liście. Od zawsze w jesień chciałam zrobić mu zdjęcie. Ale zawsze mówiłam sobie ,że ,,może jutro''. Potem te liście opadały i nie było czego fotografować i powtarzałam co rok ,,mam przecież tyle jesieni''. Ale teraz ich nie mam. I nie mam też zdjęcia.

__________
Hej ,haj ,heloł x2.

niedziela, 5 października 2014

03.Oceń ból w skali od 1 do 10

Piosenka ♪

   Ciężko jej było patrzeć każdego dnia na Andreasa czy swojego własnego męża. Wellinger wzbudził w niej pewne uczucie ,którego nie była w stanie wyjaśnić. Nigdy nie czuła do niego czegoś głębszego ,ale po tej nocy coś się zmieniło.
Nie mogła powiedzieć że nie kocha Jurij'ego. Wręcz przeciwnie. Bardzo go kocha.
Wmawiała sobie ,że nie można kochać dwóch osób jednocześnie. Ona przecież ma męża ,dzieci.
-Spakowana?-zapytał Tepes siadając obok swojej ukochanej.-Nareszcie wracamy do Nowego Jorku-powiedział-Już mam dość tego słońca. Bądźmy już w tym Nowym Jorku i chowajmy się po parasolami-pocałował ją w czoło.
-Nie przesadzaj-odpowiedziała lekko się uśmiechając ,po czym wstała z łóżka i chwyciła swoją walizkę. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu ,a Jurij od razu podszedł do niej i zabrał z jej ramienia ciężką rzecz.
-Co jest?-spojrzał na nią zaniepokojony.
-Nic ,to pewnie tylko zakwasy czy coś. Po tylu dniach takiej aktywności mi się nie dziw-wymusiła sztuczny uśmiech i wyszli z mieszkania ,po czym zjechali do hallu.
-Na pewno wszystko okay?-zapytał ponownie.-Jesteś blada jak ściana. Dobrze się czujesz?
-Tak Jurij ,wszystko jest okay.-powiedziała i odwróciła się w kierunku podchodzących przyjaciół-To co ,wracamy?-spojrzała na Wellingera.-Fajnie że lecicie z nami no!-uśmiechnęła się do Gregora-Lili się za tobą stęskniła!
-Kobieto ,jakaś ty blada-skwitował mnie Austriak,/
-Dzięki Ci ,pomagasz. -powiedziała ,po czym wszyscy pożegnaliśmy się z obsługą hotelu i udaliśmy się na lotnisko.
  Lot trwał jedynie około trzy godziny ,które wszystkim minęły na słuchaniu żartów Gregora i oglądaniu jakiejś dziwnej bajki w samolotowym telewizorku na tyle siedzenia.
Po wylądowaniu i odebraniu bagażu złapali dwie żółte taksówki ,którymi udali się na obrzeża Central Parku ,gdzie mieszkali. Ich mieszkanie było duże ,więc bez problemu mogli pomieścić Gregora i Wellingera.
Dojechali do bloku po czym wjechali na ostatnie piętro i otworzyli drzwi do ich mieszkania ,które w przeciwieństwie do bloku urządzone było nowocześnie. Zostawili walizki i wszystko ,a Jurij pojechał po dzieci. Na mieście jak zawsze były korki ,zwłaszcza teraz.
   Victoria włączyła telewizor ,na którym od razu po włączeniu widniało ,,Breaking News'' a z ich rozmowy dało się zrozumieć ,że jacyś bandyci znowu grozili bronią w High School na Brooklyn.
-Co wy tacy nastroszeni?-wtrącił skoczek-Andreas? Tori?
-My?-zapytał Wellinger i spojrzał na mnie-My nastroszeni? Nigdy.
-Tak ,przecież zawsze wszystko jest idealnie-zaszydziła.
-Nigdy nic nie jest źle. Wszystko jest idealnie-powtórzył i z fałszywym uśmiechem patrzył na Victorię.
-Nie wiem jaki masz problem ,ale nie wyżywaj się na mnie.
-Ooo ,to ja mam problem ,tak? Mam problem bo Cię kocham ,tak?-wygadał się przez Gregorem.
-Dobra ,cichajta! Welligner! Tori! Zamknijcie te swoje pyszczki! A ty Wellinger w szczególności. To żona Twojego przyjaciela.
-Dziękuję ,pójdę się przejść-gwałtownie wstał z miejsca i chwycił za wiosenną kurtkę ,która mimo wszystko była mu potrzebna: na dworze teraz lało jak z cebra.
-No do cholery jasnej co mu się stało.-krzyknęła Victoria-Co JA zrobiłam nie tak?-w jej oczach zaświeciły łzy.
-Spokojnie już-podszedł do niej i ją przytulił-Idziemy ratować biedne dzieci na Brooklynie?
-Nie-powiedziała przytulona-Już są uratowane. Nie użyjemy swoich super mocy.
-Kurde ,a chciałem wypróbować nowy laser-zaśmiał się ,a dziewczyna razem z nim.
  Odsunęła się od niego i udała się do łazienki. Umyła zęby i poprawiła makijaż , po czym wyszła ,lecz musiała zatrzymać się w wejściu do salonu. Złapała się za futrynę i próbowała zaczerpnąć powietrza. Nie mogła oddychać ,mówić i zrobić jakiegokolwiek ruchu oprócz machania rękami i wydawania z siebie odgłosów topiącego cię człowieka. Bo właśnie tak się wtedy czuła.
Upadła na podłogę ,a Gregor zerwał się ze swojego miejsca i pobiegł do dziewczyny.Wyciągnął z kieszeni telefon i zadzwonił na pogotowie. Ona nadal się dusiła. W tym momencie bał się ,że ona umrze na jego oczach. To właśnie tak wyglądało.
Po chwili pod blokiem słychać było wycie sygnału karetki ,a funkcjonariusze byli już w ich mieszkaniu. Gregor złapał za klucze i zamknął mieszkanie od razu biegnąc w ich kierunku. Wsiadł z nią do karetki. Od razu włożyli jej rurkę z tlenem ,po czym pytali go co robiła ,czy się czymś zadławiła. Nie miał pojęcia.
-Poszła umyć zęby i poprawić makijaż a potem ustała w drzwiach i zaczęła się dusić...
    Po wjechaniu do szpitala ,jakaś lekarka podbiegła do niej i mówiła:
-Oceń ból w skali od 1 do 10.
  Nie wiedział co odpowiedziała. Nic nie odpowiedziała ,tylko pokazała coś na palcach. To była 9 ,10 albo 8.
Wyciągnął telefon i zadzwonił do Wellingera ,że są w szpitalu i to on ma klucze. Potem z taką samą wiadomością zadzwonił do Jurij'ego. Nie chciał go denerwować za kierownicą ,ale nie miał teraz wyboru.
Kilka minut później w szpitalu był już Andreas ,a do niego podeszła ta sama Doktor ,która kazała jej oceniać ból.
-Czy pan jest członkiem rodziny?
-Nie do cholery ,ale jestem jej najlepszym przyjacielem a jej mąż stoi w korkach na Queens!
-Miała wodę w płucach. Udało nam się ją wyciągnąć,ale musimy ustalić przyczynę. Czy ona na coś choruje?
-Nie ... Teraz chyba nie. Ale w 2014 miała wypadek i potem nie chodziła i miała usuwanego guza w mózgu...
-Właśnie trwają badania. Potem musimy wziąć ją na badania. Jeśli zjawi się jej mąż ,to niech pan poinformuje pielęgniarki.Możecie teraz do niej wejść ,ale ona śpi. Jest na silnych lekach przeciwbólowych.
  Jak pielęgniarka powiedziała ,tak zrobili. Przeszli przez długi korytarz i weszli na OIOM. Cudem było to ,że pozwolili im tam wejść. Głównie dlatego ,że tam nikogo innego nie było.
Ustali obok jej łóżka i patrzyli na jej bladą twarz. Jeszcze bledszą niż podczas powrotu do Nowego Jorku.
Pod jej nosem była rurka ,która dostarczała jej tlenu ,a spod szpitalnej kołdry wychodziła rurka ,z której ciecz zapełniała pudełko stojące obok.
-Boże-jęknął Wellinger i złapał ją za rękę-Jaka ona jest zimna. Na pewno wszystko z nią dobrze?-w jego oczach pojawiły się łzy-Musi być dobrze.

_____
Hej ,Haj ,Heloł.