-Przebudziła się ,możecie wejść-rozległo się w poczekalni. Wellinger ,Gregor ,Jurij ,Camille i Matthew. Wszyscy poderwali się do góry i zaczęli ustalać ,kto idzie pierwszy. Padło na Jurij'a i Camille ,ale Jurij został wezwany na pogawędkę z lekarzem. Podobno mają jej wyniki badań i muszą o tym porozmawiać. Do Victorii poszedł więc Gregor i Camille.
Jurij podążał długim korytarzem za lekarzem. W głowie odtwarzał najgorsze możliwe scenariusze.
Może znowu coś z jej głową? Może nie będzie mogła chodzić bez tego całego dziadostwa podtrzymującego przy życiu? A może coś o wiele gorszego?
-Panie Jurij-zaczął lekarz wyciągając z teczki papiery-To jest prześwietlenie jej płuc. I mózgu.
-Ale ja się na tym nie znam-wziął do ręki prześwietlenie-Co to oznacza?
-Czy pana żona w ostatnim czasie chodziła ,no nie wiem... Rozdrażniona? Zmieniała często humor? Skarżyła się na bóle głowy ,brała jakieś leki?
-Nie... To znaczy ,nie zmieniała humoru tak strasznie. Ale zdarzało się ,że w pewnym momencie kłóciła się bez powodu a potem przychodziła i przytulała mnie jakby nigdy nic.Często się przewracała ,ale zawsze się z tego śmiała.Brała tabletki ,ale ona je bierze od tego wypadku w Soczi. Ale o co chodzi? Jest chora? O co chodzi!
-Z prześwietleń wynika ,że jest to nowotwór. nowotwór mózgu z przerzutami do płuc i innych narządów. Nie wiem ,dlaczego objawy pojawiły się dopiero teraz ,bo guzów jest już całkiem sporo. Musiały się rozwijać od dłuższego czasu.-powiedział ,a życie Jurij'a zatoczyło błędne koło.Znowu był w szpitalu ,ale tym razem na jago ŻONIE stawiają kreskę. Podobno to już martwy punkt ,z którego nigdy nie wyjdzie. Już raz miała z niego nie wyjść ,ale teraz to brzmi o wiele gorzej.
Łzy. Tylko tyle był w stanie z siebie wydusić.
-To nowotwór złośliwy-dokończył-Musicie wyrazić zgodę na Chemię. Ale to zależy tylko od pani Victorii.
*Kilka godzin później*
Siedział sam przy jej łóżku. Camille musiała iść do pracy ,Matthew na trening a Gregor i Wellinger usypiali na stojąco więc odesłali ich do domu.
Victoria jeszcze nic nie wie ,nie jest świadoma swojego stanu. Wodę z płuc udało się prawie całkowicie odciągnąć ,ale lekarz upewnił go w fakcie ,że nie będzie w stanie oddychać bez pomocy pompy ,którą musi zakupić tak czy siak. Nawet jeśli zgodzi się na Chemioterapie ,nie trwa ona wiecznie. Będzie wracała do domu.
-Ktoś mi wreszcie powie kiedy mogę wyjść z tego szpitala?-zapytała w pewnym momencie ,a do sali niespodziewanie wszedł lekarz.
-Dzień Dobry-powitał się.-Mamy pełne wyniki badań i już jesteśmy wszystkiego pewni.-kontynuował ,a Jurij poczuł jakby coś blokowało jego oddech.
-Więc co jest? Mogę już wychodzić? Już się lepiej czuje.
-To czy pani wyjdzie ,zależy teraz tylko od pani. Diagnoza jest taka: Złośliwy nowotwór mózgu typowany jako rdzeniak z przerzutami do płuc i szpiku kostnego. Sam nowotwór rozwinął się niedawno ,ale już są przerzuty, więc choroba szybko postępuje. Płuca nie są już w stanie same pracować i trzeba zakupić własną pompę. I tu teraz wszystko zależy od pani i tylko od pani. Czy mamy podjąć leczenie przez chemioterapię?
-A rokowania?
-Bez leczenia dajemy rok ,może mniej. Z leczeniem jakieś 20 miesięcy. Ale to wszystko zależy od samego umysłu ,woli pacjenta.
-Nie chce chemii-powiedziała ,a Jurij spojrzał na nią przestraszonym wzrokiem-Jurij ,wiem co to oznacza-uśmiechnęła się-Nie chce ostatnich miesięcy swojego życia spędzić w szpitalu ,no naprawdę.
-Ale Victoria...
-Nie Jurij-w jej oczach pojawił się łzy-Nie chcę,żeby moje dzieci widziały mnie tylko w szpitalu. To jak będzie z tymi płucami?-zwróciła się do lekarza.
-Od pompy odchodzą rurki ,które doprowadzają tlen nosem. Ale musisz mieć też pompę domową ,która będzie nieprzenośna i zapewni bezpieczne oddychanie w nocy bez ryzyka odczepienia się czy czegokolwiek...
*Tydzień później*
Po tygodniu nareszcie została wypisana ze szpitala i spokojnie mogła udać się do domu ,do swoich dzieci. W jej domu już jest BiPAP ,a ze szpitala od razu wyszła z koncentratorem tlenu ,który śmiesznie z początku łaskotał ją w nos ,co na każdym kroku powtarzała mężowi ,żeby tylko go rozśmieszyć.
-Co mama ma w nosie?-usłyszała od wejścia głos swojej córki ,która po chwili wylądowała w jej ramionach.
-Nic specjalnego. Takie urządzenie do łaskotania.-odpowiedziała ,a obok córki pojawił się syn ,który patrzył na nią z przerażeniem ,ale po chwili powiedział:
-Dostałem A.
-Ooo ,to świetnie -powiedziała wchodząc do domu-Teraz same A ,bez względu na to czy jestem czy mnie nie ma ,pamiętaj!
Codzienne dni były rutyną. Wstawała ,zmieniała BiPAP'a na koncentrator ,robiła kanapki i Jurij zawoził dzieci do szkoły ,po czym sam wracał na chwilę i jechał do pracy ,żeby tylko nie trafić na korki. A ona siedziała w domu. Ciągle. Tylko po południu odwiedzała ją Camille i od czasu do czasu Matt. Gregor i Andreas mieli lot dwa dni po jej powrocie do domu. Gregor zapewniał ,ze już bukuje bilety i będzie siedział jej na głowie. Po tych całych wakacjach ,okazało się że on i Camille są razem.
Ale słowa nie dotrzymał. Przyszła jesień a Gregor nadal nie pojawił się w jej drzwiach. Rozmawiali całą rodziną z nim przez Skype ,ale miał tyle spraw że po prostu nie mógł. Za to Camille poleciała do niego i obiecała ,że sama go sprowadzi.
Bóg wie co oni tam robią w tej Europie.
Victoria stała przy oknie i spoglądała w dół. Przyglądała się ludziom ,którzy szli zazwyczaj do kolorowego od jesiennych liści Central Parku i na jedno ,samotne drzewo na chodniku ,które było idealnie widać z tej perspektywy.
-Jestem.-usłyszała od progu a po chwili poczuła na ramieniu jego zimne ręce.-Coś się stało?
-Widziałeś do drzewo przed naszym blokiem?
-Widziałem. Nie można go nie zauważyć. Ale o co chodzi?
-Stojąc tak idealnie komponuje się z Central Parkiem i zawsze ma takie piękne liście. Od zawsze w jesień chciałam zrobić mu zdjęcie. Ale zawsze mówiłam sobie ,że ,,może jutro''. Potem te liście opadały i nie było czego fotografować i powtarzałam co rok ,,mam przecież tyle jesieni''. Ale teraz ich nie mam. I nie mam też zdjęcia.
__________
Hej ,haj ,heloł x2.
Te ostatnie zdanie :'( No i co się porobiło, ehhh... Lifi is very brutal :P Biedna Victoria, biedny Jurij, biedne dzieci... No i rozumiem decyzję, że woli mieć krótsze życie i spędzić je z bliskimi, a nie dłuższe i spędzić je w szpitalu... Eh, ale nie uśmiercaj jej, ok? :) Pamiętam jak przed wpilogiem 'umarła' i się wybudziła xdd To bały czasy :D Tak więc czekam z niecierpliwością na nexta i znajdź jakieś pozytywne zakończenie historii :))
OdpowiedzUsuńI przy okazji ja i Miris zaraszamy na naszego wspólnego bloga:
http://prawda-wyjdzie-na-jaw.blogspot.com/
Pozdrawiam i weny :***
Ten ostatni dialog :(
OdpowiedzUsuńNo cóż. Zawiodłam się ! :(
/Mortiś :*
zginiesz, oki
OdpowiedzUsuńjak możesz
JAK MOŻESZ
CZEMU
JĄ
POCHOROWAŁAŚ
jesteś straszna
ale i tak to kocham, ok
czekam
kiedy?
oby nie długo, plz
bye
/M.
Nareszcie się zebrałam i przeczytałam!
OdpowiedzUsuńNajbardziej mnie zaskoczyło wyznanie Wellingera. Naprawdę :) Nigdy bym nie pomyślała, że on nadal się kocha w Torii. Fakt na stronie z bohaterami zdziwiło mnie, że najpierw jest Andreas, Jurij później, ale przymknęłam oko sądząc, że się pomyliłaś.
Do tego ten nowotwór. Jak to?! Czemu właśnie to musiała być ona.
Czekam na następny.
Pozdrawiam ;*